wtorek, 27 listopada 2012

Dla wszystkich zainteresowanych modą !


  Zapraszam Was do odwiedzenia stron :

Link Jest to strona wirtualnego muzeum mody i tekstyliów


Link stroje historyczne.

Strona na której w zakładkach znajdziecie : stroje historyczne, filmy kostiumowe, filmy o modzie, historię ubioru, ubiory historyczne, nowinki ze świata mody
Link Wirtualne Muzeum Valentino
Legenda włoskiej mody Valentino Garavani otworzył wirtualne muzeum swojej marki. W pierwszym internetowym muzeum znajduje się ponad 300 sukni projektu Valentino, które nosiły m.in. Jacqueline Kennedy, Elizabeth Taylor, Julia Roberts i Sophia Loren.

poniedziałek, 19 listopada 2012

bajka




Natalia Vodianova – bajka o Kopciuszku

Historia Natalii Vodianovej jest niczym z bajki. Młoda dziewczyna handlująca owocami na straganie w niewielkim, rosyjskim mieście zostaje jedną z najsłynniejszych modelek, a niedługo potem wychodzi za mąż za brytyjskiego arystokratę i milionera.



Życie, nie bajka
Z dzieciństwa pamięta szare bloki, ciągle kapiący kran w kuchni i poważną twarz matki. – Mama pracowała bardzo ciężko, czasem mieliśmy pieniądze, czasem nie mieliśmy nic – Natalia nie kryje, jak żyła. Wychowała się na jednym ze smutnych i nędznych osiedli w Niżnym Nowogrodzie (wtedy Gorki), które było przemysłowym miastem ówczesnego Związku Radzieckiego. Produkowano tam znane u nas samochody: „gaziki” i Pobiedy. Dobrze wie, co to bieda i brak perspektyw. Prawda jest taka, że przeszła twardą szkołę.
Jej dzieciństwo skończyło się bezpowrotnie, kiedy na świat przyszła młodsza siostra Oksana. Diagnoza: porażenie mózgowe, upośledzenie umysłowe – była dla rodziny jak wyrok. Ojciec nie udźwignął ciężaru, odszedł. Natalia miała wtedy sześć lat, a jedenaście, gdy poznała, co znaczy ciężka praca. Biegła na targ razem z mamą o świcie, jeszcze przed szkołą, właściwie po ciemku. O piątej, szóstej rozkładała ciężkie, drewniane skrzynki z owocami. Potem cały dzień wyciągała drzazgi powbijane w dłonie. Odpoczywała w szkole, a później wracała na targ. Lekcje? Nie miała na nie czasu. Koleżanki? Stroniły od niej. Zresztą i tak musiała opiekować się siostrą, a później i drugą. Gotowała, prała, nie skarżyła się. I dziś potrafi mówić o tym z uśmiechem: – Moje handlowanie urosło do rangi legendy. Po prostu potrzebowałam pieniędzy, starałam się wesprzeć mamę, bo utrzymywała nas sama. Radziłam sobie. Dziś mogłabym być niezłą bizneswoman – mówi.
Ten obrazek sprzed lat, z Rosji, coraz mocniej zaciera się w jej pamięci. Natalia jest żoną brytyjskiego arystokraty, multimilionera, księcia Justina Portmana i jedną z lepiej opłacanych modelek. Dziś często rezygnuje z zaproszeń czy kontraktów (choć kuszą ją wielkimi pieniędzmi), by zostać w domu z dziećmi. Tom Ford mówi o niej „najpiękniejsza kobieta świata”. Mario Testino nazywa „supernową”. Jest wyjątkowa. Nic z zimnej lalki. Łapie spojrzenia, odpowiada uśmiechem na uśmiech. Szczodrze sięga do swojej kieszeni. Jej fundacja Nagie Serce (Naked Heart) sprawia, że na twarzach dzieci w różnych zakątkach Rosji pojawia się radość. W planie, który konsekwentnie realizuje, jest 500 placów zabaw. – Rosji się nie zapomina. Wracam tam często, mam kontakt ze swoją rodziną, z kulturą. Uwielbiam rosyjskie jedzenie, siedzenie przy kolacji z wódką – mówi. Ale dziś leci w zupełnie innym kierunku. Paryż.

Koronki i barchany
Bała się, zastanawiała, czy sobie poradzi. – Chodzenie po wybiegu, na pokazach, to co innego. Bycie modelką jest jednowymiaro- we. Projektowanie bielizny stanowiło wielkie wyzwanie. Tu odkrywam kawałek siebie, swojej zmysłowości – zdradza. Okazało się, że ma do tego dryg i całkiem niezły pazur, nie raz kłóciła się o wymyślone przez siebie modele i wygrywała. Co pokaże tym razem? Delikatne koronki – żółte, brzoskwiniowe i czerwone.


Kostiumy kąpielowe pełne dzikich kwiatów, drapieżnych cętek. Piękne, kuszące.
– Pamiętasz bieliznę, jaką nosiłaś wiele lat temu w Rosji? – pytam. – Pewnie w niczym nie przypominała tej, na którą teraz patrzymy? – Oczywiście, że nie – śmieje się. – Ale zawsze była ważna. Nie zapomnę uczucia, gdy po raz pierwszy założyłam prościutki biały stanik.
Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na siebie z zachwytem. To był czas, kiedy z dziewczynki stawałam się kobietą. Czas odkrywania swojego ciała, gdy pierwszy raz golisz nogi czy regulujesz brwi. Okres dorastania okazał się dla Natalii przełomowy.
Chwilę po swoich szesnastych urodzinach poznała chłopaka, który pracował jako model w Moskwie. Dobrze im się gadało. On zasiał w niej tę myśl, że sama też mogłaby spróbować. I choć z początku myślała: „Jestem za chuda, trochę zbyt płaska”, zdecydowała, że pójdzie na organizowany w Niżnym Nowogrodzie casting. – A tam usłyszałam, że w ciągu trzech miesięcy znajdę się w Paryżu. I to była prawda – opowiada. Jako siedemnastolatka podpisała kontrakt z agencją Viva Models. Największą barierą był język.
Po angielsku nie mówiła ani słowa. Z początku ledwie mogła zrozumieć, o co ją proszą. Ma włożyć tę sukienkę, a potem inną? Przejść wolno, szybciej, obrócić się? Zgadywała.
Przez te trzy miesiące pierwszy raz w życiu uczyła się jak szalona. Czuła, że tej szansy nie może stracić. Totalnie onieśmielona, pracowała bez słowa sprzeciwu, od świtu do nocy. To przecież umiała jak nikt. Wystarczyły dwa lata, a z nieznanej dziewczyny stała się gwiazdą. W 2001 r. błękitnooka Rosjanka z hipnotyzującym spojrzeniem została uznana przez magazyn „W” za największą sensację w świecie modelek. „Teen Vogue” zaprosił ją na okładkę. A ona? Zaszła w ciążę.

Po prostu miłość
I nie liczyło się nic, bo przyszedł czas na szalone, nierealne uczucie, bo ci dwoje byli jak z dwóch innych planet. Ona zarabiała wtedy jakieś sto dolarów miesięcznie, każdego dnia jeździła na kilkanaście castingów i mieszkała z koleżankami. On malował dla przyjemności, a jego rodzina posiadała blisko połowę najelegantszych londyńskich kamienic. – Kiedy poznaliśmy się z moim mężem, nie rozumiałam wiele po angielsku. On śmieje się, że mówiliśmy do siebie językiem miłości – wspomina Natalia. Najpierw na świat przyszedł pierwszy syn pary, Lucas. Potem wzięli ślub. Wesele w Sankt Petersburgu trwało trzy dni. Zamieszkali w Anglii, w West Sussex, kilkadziesiąt kilometrów pod Londynem. Odnowili dom z XIV wieku. To ich miejsce na ziemi. Natalia zna każdą ścieżkę kilkuhektarowego ogrodu, uwielbia jeździć po nim konno. Pływa codziennie w jedym z dwóch basenów. Jak w bajce. – Kiedy czuje się najpiękniejsza? Nawet nie daje mi dokończyć pytania. – Nie sprawia tego żadna sukienka, fryzura, makijaż... Tylko niedzielny poranek z moją rodziną w zwykłej bawełnianej koszulce. Z dziećmi i Justinem. Uwielbiam być w domu. Włosy spinam w kucyk i jestem sobą, z dala od ludzi pełnych oczekiwań – opowiada. Aż trudno uwierzyć, że ta drobna dziewczyna urodziła trójkę dzieci. I za każdym razem wracała do pracy, na wybieg. – Zaczynam dzień od jogi. Robię 12 asan „powitanie Słońca” i ono mnie nie opuszcza – tłumaczy. Po ostatnim porodzie pobiła swój rekord.
Minęły ledwie dwa tygodnie, a ona wystąpiła na gali otwierającej wystawę „Złoty Wiek Mody” w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie. Nie ma chyba innej modelki, która tak jak Vodianowa brałaby udział w sesji strojów kąpielowych, będąc w czwartym miesiącu ciąży. Albo schodziła z wybiegu, by zaraz za kulisami nakarmić piersią dziecko. Natalia jest z tego dumna.
A jednak wiosną ubiegłego roku przyznała otwarcie, że presja powrotu na wybieg była ogromna: – Po urodzeniu dziecka bardzo schudłam pod naciskiem branży. W końcu zdałam sobie sprawę, że miałam zaburzenia żywienia. Zgłosiłam się na terapię, przełamując własne opory i wstyd. Cieszę się, że to zrobiłam. Patrzę na nią, jest szczupła, ale nie chorobliwie. – Chcesz wiedzieć, czy umiem gotować? – rzuca. – Moje popisowe danie to duszony bakłażan z owczym serem, orzechami, bazylią, odrobiną rukoli. Do tego dużo gęstego balsamico i

trochę oliwy. Smakuje wspaniale. Od pięciu lat stosuję dietę zgodną z grupą krwi, moja to AB Rh plus. Z początku było ciężko, bo lubię mango i awokado, a musiałam z nich zrezygnować.
Nie piję też czarnej herbaty, tylko ziołową z miodem. Rano budzę się kawą, ale nigdy z mlekiem. Jeśli grzeszę, to winna jest gorzka czekolada – wyjaśnia.


Serce nie sługa
To działa! Choć dobiega trzydziestki, z twarzą anioła i czarem lolity wciąż wygląda jak nastolatka.  Chodziła u największych projektantów, była twarzą Calvina Kleina, Chanel, Diane von Furstenburg, domów mody Gucci i Louis Vuitton. Reklamowała potentata L’Oréal. Teraz rzadziej pokazuje się na wybiegach, ale nie pozwala o sobie zapomnieć. – Czułabym się źle, gdyby moje życie miało polegać na „nicnierobieniu” – mówi. – Jestem jej wielką fanką – przyznaje Grace Coddington, dyrektor artystyczna amerykańskiego „Vogue’a”. – Nie ma wielu takich twarzy. Założysz na nią papierową torbę i jest już kreacja. Ona błyszczy!
Jesteśmy w Paryżu. Koniec stycznia. Za chwilę zacznie się pokaz mody kolekcji Natalii dla Etam. Na widowni Kate Moss, Emmanuelle Seigner, Mario Testino, Stefano Pilati. Na wybiegu obok modelek – śpiewające gwiazdy: Beth Ditto, Karen Elson, The Kills, Janelle Monae. Vodianova siedzi w pierwszym rzędzie. Nagle zrywa się z miejsca i znika. Już nie wróci. Tego dnia na moskiewskim lotnisku zginęli ludzie. Ktoś właśnie powiedział jej o krwawym zamachu. W jednej chwili cały ten blichtr przestał się liczyć. Koniec pokazu. Nie będzie wywiadów. Ekipy telewizyjne kręcą się wkoło bezradnie. Ktoś powtarza: – Show must go on. Ale przecież serce nie sługa. A Natalia ma serce jak mało kto.
 Za : www.kobieta.pl/moda/modelki/zobacz/artykul/natalia-vodianova-bajka-o-kopciuszku/


sobota, 8 września 2012

Nowy Rok Szkolny!!!!

Witamy wszystkich nowych uczniów  (i tych zadomowionych w Reymoncie też ;) w nowym roku szkolnym 2012/ 2013, życzymy sukcesów i wielu, wielu niezapomnianych chwil.   
Zapraszamy do wspólnego pisania  o modzie. Szczegóły w bibliotece szkolnej.

wtorek, 27 marca 2012

Sonia Delaunay: malarka paryskiej bohemy zamienia pędzel na igłę




Sonia Delaunay: malarka paryskiej bohemy zamienia pędzel na igłę

Malarka Sonia Delaunay miała zmysł do mody, uchodziła za jedną z ciekawiej ubranych kobiet paryskiej bohemy. Kiedy przekonała się, że z malarstwa nie da się wyżyć, a obrazu do garnka nie włoży, zamieniła farby i pędzle na igłę i kolorowe jedwabie. Z powodzeniem połączyła sztukę użytkową z ukochanym malarstwem - jej tkaniny, ubrania i dodatki były jak barwne abstrakcyjne obrazy gotowe do noszenia.

Pierwszą kasetę z farbami dostała od niemieckiego impresjonisty Maxa Liebermanna. Nastolatka w marynarskiej sukience, z warkoczami przewiązanymi kokardami marzyła, że ona też kiedyś zostanie malarką. W Sankt Petersburgu w domu bogatego wuja ściany obwieszone były obrazami francuskich malarzy barbizończyków. Sonia od dzieciństwa obracała się wśród pisarzy, artystów, intelektualistów.




Sara Stern (bliscy wołali na nią Sonia) urodziła się w Gradiżsku na Ukrainie. Była najmłodsza z trójki rodzeństwa. W domu było biednie, więc kiedy brat matki zaproponował pomoc w wychowaniu któregoś z dzieci, pięcioletnią Sarę odesłano do Sankt Petersburga. Henri Terk, zamożny prawnik, adoptował siostrzenicę, dbał o jej wykształcenie. W domu dziewczynka rozmawiała na przemian z trzema guwernantkami - Francuzką, Niemką i Angielką. Interesowała się matematyką i nawet zastanawiała się nad studiami w tym kierunku, ale naprawdę kochała poezję i malarstwo (w przyszłości połączy te pasje, tworząc suknie poematy, ilustrując książki i projektując okładki tomików wierszy takich poetów jak Blaise Cendrars i Tristan Tzara).
Zamiar zostania artystką realizowała konsekwentnie - po dwóch latach na uniwersytecie w Karlsruhe 20-letnia Sonia pojechała do Paryża. Zamieszkała w Dzielnicy Łacińskiej, zapisała się na zajęcia w Académie de la Palette i prowadziła wesołe życie towarzyskie wśród rosyjskiej emigracji. Wuj i ciotka na próżno wzywali ją do powrotu do Petersburga, gdzie znaleźli już dla niej bogatego kandydata na męża. Żeby zamknąć rodzinie usta, w 1906 roku Sonia wzięła ślub ze swoim przyjacielem i marszandem Wilhelmem Uhdem. Był to nowoczesny i niekonwencjonalny związek, bo Uhde był homoseksualistą. Wkrótce Sonia zetnie włosy, skróci suknie i wejdzie w krąg paryskiej awangardy.
W Robercie Delaunayu odkryłam poetę, który nie posługuje się słowami, ale kolorami" - wspominała Sonia spotkanie z przyszłym mężem. Poznali się w 1907 roku. Mieli po 23 lata i oboje byli malarzami. Godzinami dyskutowali na temat przyszłości sztuki. Interesowali się zagadnieniem koloru, chcieli, żeby obrazy działały czystymi barwami. Robert studiował książki z zakresu chemii, matematyki, filozofii - siedział przy sztalugach i wertował opracowania na temat fizycznych właściwości barw. Stworzył nowy kierunek nazwany malarstwem symultanicznym, które działało na widza czystym kolorem. W abstrakcyjnych obrazach świetliste płaszczyzny barwne sprawiały wrażenie ruchu, przenikania się. Artystyczne poszukiwania Soni były bardziej intuicyjne, ale teoria Roberta była jej bliska. Kolor był dla niej "skórą świata".
W 1910 roku Sonia poprosiła Wilhelma o rozwód. Kilka miesięcy później wyszła za mąż za Roberta; oczekiwała dziecka i obmyślała, jak urządzi mieszkanie.
Swój eksperyment z krawiectwem Sonia Delaunay zaczęła od uszycia narzuty na kołyskę. "W 1911 roku miałam pomysł na zrobienie kocyka dla syna, który właśnie się urodził. Koc składał się z kawałków tkanin, tak jak te, pod którymi śpi się w domach rosyjskich chłopów. Ale kiedy skończyłam rozmieszczać skrawki materiału, koc przypominał abstrakcyjny kubistyczny kolaż". Stosując tradycyjną metodę patchworku, Sonia Delaunay osiągnęła supernowoczesny efekt.



Dwa lata później, idąc z Robertem na potańcówkę w Bal Bullier, Sonia założyła swoją pierwszą "suknię symultaniczną" z aplikacjami z kawałków jedwabiu i futra. Wzbudziła sensację, a przyjaciele artyści, jak poeci Blaise Cendrars czy Seuphor, też zaczęli nosić jej projekty. "Pan i pani Delaunay to nowatorzy - pisał Guillaume Apollinaire. - Nie próbują naśladować dawnych mód ani odnowić kroju ubrań, lecz starają się wpłynąć na modę współczesną, używając nowych tkanin, niezwykle zróżnicowanych w kolorach. A oto opis jednej z sukien symultanicznych pani Soni Delaunay-Terk: kostium fiołkowy, długi pasek fiołkowo-zielony i pod żakietem bluzka podzielona na strefy kolorów żywych na przemian z wyblakłymi, bladoróżowy zestawiony jest z kolorem tango, błękit i szkarłat zestawione w materiałach rozmaitych rodzajów, takich jak płótno, tafta, tiul, kosmaty samodział i prążkowany jedwab. Różnorodność ta nie przeszła bynajmniej nie zauważona ". Apollinaire, przyjaciel i wielbiciel talentu Soni, uważał, że "wprowadza ona fantazję do elegancji". Z poetami w ogóle miała dobry kontakt. Uważała, że każda sztuka jest formą poezji. Lubiła łączyć kolor ze słowem. Po pierwszej wojnie światowej weszła w krąg dadaistów, którym także podobała się jej wyobraźnia i wrażliwość. Projektowała barwne stroje na artystyczne maskarady, bale i potańcówki.
W roku 1922 uszyła serię sukien poematów. Pierwsza sukienka powstała, kiedy poeta Philippe Soupault zadedykował jej wiersz. Na jasnoszarym jedwabiu zrobiła aplikacje z czerwonych i czarnych liter. Projektowała też na podstawie utworów Tristana Tzary, Josepha Delteila i wielu innych.
W latach I wojny światowej, które Delaunayowie spędzili w Hiszpanii, Sonia założyła butik pod nazwą Casa Sonia. Jej pomysłami zachwycił się sam Diagilew, szef Baletów Rosyjskich, i zamówił u Soni kostiumy do "Kleopatry". Premiera spektaklu w Londynie została entuzjastycznie przyjęta przez krytykę, co oznaczało też sukces przedsiębiorstwa pani Delaunay - sprzedawała wyroby w Bilbao, Barcelonie, San Sebastian, a nawet w Nowym Jorku.

Po wojnie Delaunayowie wrócili do Paryża, wynajęli apartament przy bulwarze Malesherbes, który Sonia urządziła w stylu "symultanicznym". To była jej wizytówka i showroom, tutaj miała siedzibę firma Maison Delaunay. Podczas gdy Robert malował obrazy, Sonia przyjmowała klientów, prezentowała tkaniny, urządzała sesje fotograficzne swoich produktów.

Barwne abstrakcyjne wzory w zygzaki, przenikające się koła, romby i fale pasowały do szalonych lat 20. i 30. Symultaniczne wzory Soni Delaunay można było zobaczyć na etykietach, opakowaniach i reklamach opon Pirelli, zegarków Zenith, czekolady Bensdorp, wina Dubonnet. Dekorowała nawet samochód Citroën B12. Na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej i Wzornictwa w 1925 roku prezentowała swoje wyroby w Butiku Symultanicznym. Projektowała tkaniny do wnętrz - zasłony, dywany, tapety.

„Dla mnie nie istnieje przepaść między malarstwem i tym, co nazywa się moją twórczością » dekoracyjną «- mówiła po latach. - Nigdy jej nie uważałam za gorszą pod względem artystycznym, przeciwnie - była przedłużeniem mojej sztuki, pokazała mi nowe sposoby wypowiedzi, podczas gdy metoda była ta sama”.

Modę symultaniczną pokochały awangardowe kobiety - ostrzyżone na chłopczycę (Francuzi mówili "na Joannę d'Arc"), bywalczynie dansingów pędzące przez Paryż w swoich automobilach. Wśród klientek Soni była amerykańska gwiazda kina Gloria Swanson, paryskie aktorki Paulette Pax i Lucienne Bogaert, angielska pisarka Nancy Cunard i żony architektów Bauhausu. Ta luksusowa, awangardowa moda była dla nielicznej, odważnej klienteli. Większość zamożnych kobiet wybierała spokojniejszą elegancję Chanel, Lanvin albo Patou. Zresztą Sonia Delaunay współpracowała z wielkimi paryskimi krawcami, którzy zamawiali u niej tkaniny. W czasach Wielkiego Kryzysu zamknęła Maison Delaunay, ale kontynuowała projektowanie tkanin pod marką Tissus Delaunay. Wylansowała abstrakcyjne wzory, zastąpiła tradycyjny ornament kombinacjami kolorowych płaszczyzn. Jej ręcznie drukowane jedwabie i bawełny produkowano w najsławniejszych manufakturach w Lyonie, a potem w Saint-Denis i w Holandii. Zachwycają bogactwem oraz intensywnością barw (swoim kolorom nadawała nazwy, np. krokodylek, kaktus, cappuccino) i wzorów.
Dla samej tylko amsterdamskiej firmy handlującej tekstyliami Metz & Co. Delaunay zaprojektowała ponad 200 wzorów tkanin. W latach 30. Metz był jej najważniejszym klientem, a ich współpraca trwała do połowy lat 60. Kiedy po zawierusze II wojny światowej Sonia znowu zabierała się do projektowania dla Holendrów, pisała w dzienniku: "Zaczęłam pracę. Robię wzory tkanin dla Metza, słuchając wiadomości sportowych w radiu. To mój ulubiony program. Jest taki żywy i wcale nie jest głupi. Zrobienie 13 wzorów przyszło mi bardzo łatwo".
W natłoku codziennych zajęć i pracy nad kolejnymi projektami nie zostawało jej wiele czasu na malowanie ani na jego prezentację (dość wspomnieć, że solową wystawę miała w 1908 roku, a kolejną - dopiero w 1953). Ponownie zajęła się malowaniem w latach 40. Była pierwszą kobietą, która jeszcze za życia, w 1964 roku, doczekała się retrospektywnej wystawy w paryskim Luwrze.

Niedługo przed śmiercią powiedziała: "Wiodłam trzy życia: jedno dla Roberta, drugie dla syna i wnuków, trzecie - najkrótsze - dla siebie. Nawet nie żałuję, że nie poświęciłam sobie więcej uwagi, bo naprawdę nie miałam na to czasu".



Źródło:  http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,11395247,Sonia_Delaunay__malarka_paryskiej_bohemy_zamienia.html

poniedziałek, 26 marca 2012

Historia życia słynnej modelki, a także droga niedoskonałej dziewczyny do prawdziwej doskonałości.

„Idealna dziewczyna”, Jennifer Strickland, Koinonia, Ustroń, 2010r.

Historia życia słynnej modelki, a także droga niedoskonałej dziewczyny do prawdziwej doskonałości.

W wieku ośmiu lat Jennifer Strickland weszła w świat mody, wkraczając na drogę, która miała ją doprowadzić do wybiegów w Mediolanie. Na zewnątrz wyglądało, że ma wszystko – chodziła po wybiegu dla Giorgia Armaniego, reklamowała firmy, takie jak: Oil of Olay czy Mercedes Benz, była sławna i błyszczała w świecie mody. Jednak szybko odkryła, że w tym świecie nie wszystko jest złotem, co się świeci…
Idealna dziewczyna to przejmująca historia drogi Jennifer ze świata mody do Bożego Królestwa. Karty tej książki oferują wgląd za kulisy świata reklamy i mody, odnajdziesz na nich również dziewczynę, której zmagania były podobne do twoich. Zasady prawdziwego piękna zniszczą iluzję, że zewnętrzne piękno i sukces są w stanie przynieść zaspokojenie. Poprowadzą cię do pełnego mocy, trwałego poznania tego, kim jesteś w Bożych oczach: Jego umiłowaną córką, stworzoną misternie, by odzwierciedlać Jego chwałę w świecie.
Jennifer Strickland zdobyła stopień licencjata w dziennikarstwie radiowym oraz stopień magistra literatury. Była także modelką dla Ford Models NYC, Niny Blanchard w Los Angeles, Fashion Model Management w Mediolanie i NOVA Models w Monachium. Pracowała na wybiegach Mediolanu dla Giorgia Armaniego i wystąpiła w wielu reklamach telewizyjnych. Jej zdjęcia pojawiły się w „Teen”, „Cosmopolitan”, „Vogue”, „Glamour” i w różnych akcjach reklamowych.

źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/81689/idealna-dziewczyna


POLECAMY!

Witam, dziś kilka wierszy naszej uczennicy o tajemniczym pseudonimie Silifiria:

Witam, dziś kilka wierszy naszej uczennicy o tajemniczym pseudonimie Silifiria:



1
Marzenie – czym, że jest?
Skłamaną obietnicą
Pustym morałem
Nadzieją na lepsze
Ucieczką od rzeczywistości
Czymś co nigdy nie nadejdzie
Marznie
Pokusą, zakazanym owocem
Które każdy pragnie
Zakosztować
I na zawsze wówczas
Otwierają mu się oczy...



2
Mój miły
Czemuż zawładnąłeś nade mną?
Mój drogi
Czemuż zostawiłeś mnie?
Nie czuły jesteś
Gdy ja cierpię

Mój aniele
Dziś wiele rozumiem
Czy aby nie za późno?
Płaczę, a ty jak ten słup
Nie widzisz nie czujesz
Nic

Kochany
Los splótł nasze ścieżki
A teraz je tak
Okrutnie rozdziera
Tam ty ja tu
Aleś ty nie sam

Tkwię tu
Patrząc w ten blask
Księżyca twych oczu
Tkwię tu
Patrząc w czarną noc
Nieprzeniknioną duszę twą

Ciebie nie ma
I nigdy nie będzie
To boli
Bardziej niż
Cierń twój w
Sercu moim

Czekam aż
Czas mnie wyleczy
I powątpiewam
Czy to możliwe?
Gdy ja już
Przy tobie pozostałam



3
Prawdziwy spokój objawia się tylko raz
Jedni mówią, że trwa wiecznie
Inni, że tylko chwile
Czasem ma się wrażenie
Że nie nadchodzi nigdy
Oni patrzą oni widzą
Choć już dawno na tamtym świecie
Stale tak obecni pośród nas
Że aż bardziej żywi niż
My – zamknięci w swym małym świecie



4.
Piękny widok
Pola lasy radość i spokój
Zło jest takie niewielkie przy tym
Mgła powoli spowija wszystko
Mrokiem otacza blask
Naszej prawdziwej matki
I propaganda...


5.
Mały zając kica
Hen coraz dalej
Opuszcza łąkę i wbiega w las
Tam drzewo tu krzak
I pyszny grzybek...

Dorosły zając biegnie
Ucieka w las
Opuszczą łąkę? Wbiega w las?
Tam dziura tu nic
Bo nie lasu...

niedziela, 11 marca 2012

Tak wygląda najmodniejsza szkoła w mieście




modna szkoła;) na zewnątrz
modny design korytarzy ;)
patio - najpiękniejsze wiosną i jesienią
klimatyczne oświetlenie



znak firmowy;)

najmodniejsza ściana

i ta też;)
przechowalnia mody


tu siedzimy i nic nie robimy



a tu czasem coś robimy ;)